Aleksandra Niedźwiecka
Oddychanie już mnie nie interesuje
"Była bardzo ładna. Patrzenie na nią krępowało mnie. Miałem wrażenie, że dobrze wie, o czym myślę i dokładnie czuje, któremu miejscu na jej ciele się przyglądam: mały zadarty nos, ogromne szare oczy, pełne usta, delikatne dłonie. Odruchowo spojrzałem na jej nadgarstki – nie zasłaniała blizn, bo ich nie miała."
Siedziała na dachu czteropiętrowego, obdartego bloku machając nogami. Spoglądała w dół, na brudną ulicę, przejeżdżające nią rozklekotane samochody i przechodzących tamtędy ludzi. W jej spojrzeniu nie było smutku czy nienawiści, jedynie odrobina litości i mnóstwo spokoju.
- Dlaczego chcesz to zrobić? – spytałem. Odpowiedziała mi tylko nieznacznym uśmiechem. Nie drwiącym czy wymuszonym. Bardzo szczerym i jeszcze bardziej spokojnym.
- Wszystko możesz przecież naprawić. Pomogę ci. Jeśli chodzi o szkołę to naprawdę nie musisz się martwić. Porozmawiam z nauczycielami, na pewno będą wyrozumiali i chętni do współpracy. Poza tym masz wsparcie kolegów i koleżanek z klasy, oni z pewnością też nie odmówią pomocy. Z sytuacją w domu też sobie poradzimy. Słyszałem, że lubisz zwierzęta. Myślę, że uda mi się przekonać twoją mamę do przygarnięcia jakiegoś sympatycznego psiaka z ulicy czy schroniska. Jeśli chcesz zrobię to od razu, jak tylko stąd zejdziemy. Później możemy razem pojeździć po mieście i poszukać. Jestem pewien, że znajdziemy odpowiedniego czworonoga szybciej niż zdążysz policzyć do dziesięciu… no, do dwudziestu. Poza tym słyszałem, że tutejsze centrum kultury poszukuje „świeżej krwi”. Dyrektor z pewnością będzie zaintrygowany twoimi pracami. Kto wie, może urządzi ci wystawę? Ja też chętnie obejrzę… - urwałem.
Przez cały czas siedziała ze spuszczoną głową. Jasne włosy zasłaniały jej twarz, ale udało mi się zauważyć, że pokrył ją czerwony rumieniec. Byłem pewien, że wreszcie się rozkleiła. Że zaraz wybuchnie płaczem, a kiedy ją przytulę, boleśnie wbije palce w moje ramię. I wtedy zobaczyłem, że ona się uśmiecha. Zanosi się cichutkim śmiechem, który stara się powstrzymać. Ostrożnie podniosła wzrok, napotkała moje zdezorientowane spojrzenie i już nie była w stanie się pohamować. Zaśmiała się w głos i znów spuściła głowę.
- No więc… - jej reakcja zdziwiła mnie tak bardzo, że nie potrafiłem sklecić choćby jednego zdania. Siedzieliśmy w ciszy. Wpatrywała się we mnie wielkimi, szarymi oczyma i uśmiechała delikatnie. Tak samo, jak uśmiechała się, patrząc na ludzi na dole – z odrobiną sympatii i szczyptą politowania.
- Słuchaj… - ponownie podjąłem próbę przedstawienia jej kolejnego powodu, dla którego jednak warto żyć.
- Denerwujesz się. – powiedziała wciąż się uśmiechając. – Pewnie pierwszy raz jesteś w takiej sytuacji? Zwykle to samobójca denerwuje się bardziej niż negocjator.
- No, tak. – zaśmiałem się nerwowo.
- Niepotrzebnie. Życie jest za krótkie, by tracić je na denerwowanie się. – mrugnęła do mnie.
- Nie sądzisz, że to zdanie brzmi dość ironicznie w ustach dziewczyny, która chce skoczyć z dachu?
- Nie bądź taki nadąsany. Chciałam po prostu rozładować to niemiłe napięcie.
Nie odpowiedziałem. Zapatrzyła się przed siebie. Była bardzo ładna. Patrzenie na nią krępowało mnie. Miałem wrażenie, że dobrze wie, o czym myślę i dokładnie czuje, któremu miejscu na jej ciele się przyglądam: mały zadarty nos, ogromne szare oczy, pełne usta, delikatne dłonie. Odruchowo spojrzałem na jej nadgarstki – nie zasłaniała blizn, bo ich nie miała.
- Nie cięłam się. Nigdy. – powiedziała nagle, potwierdzając tym podejrzenia o czytaniu w moich myślach. Musiałem zrobić bardzo zaskoczoną minę, bo znów się uśmiechnęła.
- Ja… tylko… - znów się zająknąłem. Dlaczego, do cholery, wybrałem taką pracę? I dlaczego w ogóle mnie przyjęli?
- Wszyscy szukają tam blizn. Wiesz, gdzie jest wasz błąd? Tną się ludzie nieszczęśliwi. A ja nie jestem nieszczęśliwa. Naprawdę wyglądam na nieszczęśliwą?
- Nie uważasz, że to pytanie nie ma sensu? Siedzisz tu przecież z zamiarem popełnienia samobójstwa.
- Nie spytałam cię, o to, co zamierzam zrobić. Pytałam, czy wyglądam na nieszczęśliwą. – powiedziała to wolno i cierpliwie, jak dorosły, który tłumaczy dziecku pytanie, którego nie zrozumiało.
- Wiesz, ciężko jest mi odpowiedzieć… Sama rozumiesz. – wzruszyłem ramionami.
- Wyobraź sobie, że siedzimy tu po to, by podziwiać chmury. Ty i ja, dwójka przyjaciół, która chce na moment uciec od świata, rozerwać się po szkole, odpocząć. Wyglądam nie nieszczęśliwą?
Spojrzałem na nią. Jej piękna twarz była zupełnie pogodna. Kąciki ust lekko zwrócone ku górze. Oczy szczerze spokojne. Wiatr delikatnie rozwiewał jej jasne włosy, a świecące słońce nadawało jej skórze brzoskwiniowy odcień.
- No, dalej. – ponagliła mnie. – Co byś wtedy pomyślał?
Odpowiedziałem bez zastanowienia:
- Pomyślałbym, że bardzo chcę cię pocałować.
Dopiero po chwili zorientowałem się, co powiedziałem. Zrobiłem się czerwony niczym wielki, dorodny pomidor. Ona roześmiała się. Teraz z pewnością nie wyglądała na nieszczęśliwą.
- Widzisz? Nie jestem nieszczęśliwa.
- Więc dlaczego chcesz to zrobić? – spytałem. Miałem nadzieję, że zmieni zdanie. Byłem tego wręcz pewien. Stwierdzi, że właściwie wcale nie chce się zabić. Że nie wie, dlaczego to w ogóle przyszło jej do głowy. Bardzo chciałem, żeby zrezygnowała z tego pomysłu. Może nawet za bardzo.
- Dlaczego? –spojrzała na mnie, a później przeniosła wzrok na płynące po niebie chmury.
- Dlaczego? – powtórzyłem w ślad za nią. Milczała chwilę. Potem przesunęła się w moją stronę, nachyliła do mnie i szepnęła:
- Zdradzić ci sekret?
Nie pachniała perfumami, mimo to miałem wrażenie, że jej zapach mnie odurzył. Kiwnąłem głową potakująco. Przysunęła się jeszcze bliżej i wyszeptała mi odpowiedź wprost do ucha, łaskocząc ciepłym oddechem:
- Po prostu oddychanie już mnie nie interesuje.
A później przechyliła się do przodu. Widziałem jej jasne włosy jeszcze przez moment. Skoczyła.