Marta Kwiecień
Piekło
Byłam dzisiaj w piekle. I bardzo mi się podobało. Zabrał mnie tam przyjaciel, którego imienia nie znam, ale jest bardzo miły, poznałam go w sklepie. Kupował piwo, którego nie wypił, bo nie jest taki jak ja, czy ty. Jest Diabłem. Prawdziwym diabłem z prawdziwego piekła. Poszliśmy tam dzisiaj, z samego rana, żeby uniknąć kolejek. Nie jest takie, jak opisywał je Dante. Robactwo nikogo nie zjada, nie ma krwawej rzeki. Jest tam całkiem sporo much, sług Belzebuba, ale nie mniej było ich w Płocku tego lata. Diabły nie wyróżniają się szczególnie ponad duszami, które tu rezydują. Niektórzy, tak jak Lucyfer noszą garnitury, inni, jak mój przyjaciel, skórzane kurtki. Tak, nosi takie kurtki, choć jest tu jakimś tam księciem. Pięćdziesiątym którymś, jeśli dobrze pamiętam. Tak, czy inaczej w piekle jest fajnie. Dość podobnie, jak na ziemi, ale milej, wszyscy się znają, mówią sobie dzień dobry, panowie uchylają paniom kapelusza, panie dygają przed panami. Mój przyjaciel jest ogromnie zasmucony wizerunkiem piekła na ziemi. 'Rogi? Kopyta? Czy jesteśmy kozami?' - tak spytał. A gdy dowiedział się, że na ziemi utożsamia się ich z kozłem, parsknął śmiechem, a potem jeszcze bardziej się naburmuszył. Powiedział, że to wszystko przez bogów.
'Oni wszystko sobie załatwiają przez PR! Bogowie, nie jeden bóg. - zaznaczył.- Bogów jest więcej niż kropel wody w ziemskich oceanach. Niektórzy łączą się w grupy, inni działają samemu. Jedni mają kompletnie gdzieś, co się dzieje, jak bogowie greccy. Siedzą na Olimpie, jedzą winogrona, a czasy ich szalonych rozrywek bezpowrotnie minęły, bo nikt już w nich nie wierzy. Są też tacy, którzy mają pod sobą mnóstwo ludzi, tak jak Bóg chrześcijański. Niedawno jeszcze Bóg chrześcijan organizował sobie na ziemi istne szachy z bogami pogan. Ileż tu wtedy przybyło wiary, ledwo się pomieścili. Teraz bardziej Allah się bawi, Bóg dał sobie spokój, kiedy pogańskie i animistyczne bóstwa wycofały się widząc beznadziejność sytuacji. A Allah jest skłócony z innymi bogami, bo ich nie szanuje. Uważa się za lepszego i w dowód na to kazał napisać książkę, z której teraz jego ludzie biorą pomysły w stylu 'podłóżmy bombę', albo 'porwijmy i rozbijmy samolot'. Ponoć coś tam obiecuje za to. Dziewice, czy co tam. No cóż, dziewic w piekle raczej nie ma, więc marketing Allaha troszkę kuleje. I właśnie o to chodzi, stara, bogowie się bawią, my sprzątamy. Ale to piekło jest tym najgorszym, najplugawszym miejscem. To diabły są wrogami ludzi. Cóż, przyznam się, że niezbyt niektórych lubię, bo nie wiedzą nic, a zachowują się, jakby wiedzieli wszystko. Ale bez przesady, nikt stąd nie będzie pakował się w ten syf, co jest na ziemi. My tu tylko sprzątamy, załatwiamy papierki, biurokrację, by inni mogli grać całymi dniami w szachy i podziwiać ziemskie świątynie ku własnej czci. Serio, na ziemi robią złote ołtarze i marmurowe posągi, żeby zadowolić tych snobów? Przecież to nie ma najmniejszego sensu!' - denerwował się mój przyjaciel, kiedy ciemną nocą jechaliśmy do piekła. Współczułam mu, chłopak się stara, ciężko pracuje, a tu wymyślają bluzgi z jego imieniem. No cóż, jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Tak mu powiedziałam, a on tylko parsknął pod swoim trzydniowym wąsem i zaczesał palcami przydługie już włosy. Ale ma rację. W piekle nie jest tak źle, właściwie mając tam znajomych można się całkiem miło ustawić. Uścisnęłam ręce kilku grubych ryb, wysłuchałam historii życia wielu dusz, które patrzyły na mnie łakomym wzrokiem, widząc ruchy ssąco-tłoczące mojej klatki piersiowej. Ludzie, których bałabym się na zewnątrz, tu budzili moje współczucie. Wszyscy spodziewali się czegoś innego. Albo tych dziewic, albo raju, albo reinkarnacji, a nawet i zwykłego, ziemskiego piekła, z kotłami, z diabłami kłującymi ich widłami, z muchami wyjadającymi im oczy. Z fizycznym cierpieniem. Wielu z nich mówiło, że zrozumiało, o co chodzi w tym wszystkim. Ale w końcu nikt nie powiedział, o co chodzi. A ja nie dociekałam, bo ci ludzie i tak już byli dość smutni, dość nieobecni i oderwani. Nim zdążyłam zwiedzić całe piekło nadszedł zmierzch, pora, o której musiałam je opuścić. Czas całowania kobiet w policzki i uścisków dłoni z mężczyznami. Pożegnałam grzecznie Belzebuba, Lucyfera, Lewiatana, Mefistofelesa, Antychrysta, antypapieży, fałszywych proroków, zwykłych grzeszników, nieochrzczone niemowlęta. Machali do mnie przyjaźnie, zawiedzeni, że nie zostaję. Obiecałam, że jak tylko będę mogła, to wrócę i będziemy mieli całą wieczność na pogawędki. Mój przyjaciel odwiózł mnie pod sam dom i odprowadził do drzwi. Oczy mnie zapiekły, bo wiem, że będąc żywą, już go nie zobaczę. Polubiłam nasze wycieczki po złe dusze, rozmowy w samochodzie, przy mlecznym świetle księżyca, wlewającym się na nasze twarze, gdy robiliśmy zawody w liczeniu prostytutek przy szosie (ten, po którego stronie było więcej, wygrywał). Powiedziałam, że będę tęsknić, a on obiecał, że odbierze mnie z czyśćca, kiedy tylko się dowie, że jestem na miejscu i że znajdzie mi najładniejsze mieszkanie w calutkim piekle. Uścisnęłam go mocno i spojrzałam mu w oczy, mroźne, jak styczniowy poranek, kiedy słońce wstaje o siódmej, śnieg się nie lepi, a w zaspach leżą zamarznięte koty. Uśmiechnął się i odszedł kilka kroków w ciemność. Stojąc w miejscu rozpostarł ręce i sekundę później był już małym kosem, z pomarańczowym dzióbkiem, odlatującym w ciemność. Wpatrywałam się chwilę w miejsce, w którym zniknął. Zaraz będzie w domu. Ja też weszłam do swojego domu. Nie zapalając światła usiadłam na kanapie. Pójdę teraz do łóżka i rano wstanę wcześnie. Odwiedzę moją babcię i przekopię jej koszyczek z lekarstwami, szukając zwłaszcza tych nasennych, antydepresyjnych i wspomagających myślenie. Potem wrócę tutaj, usiądę, puszczę sobie muzykę i zjem jedną po drugiej, jak pudrowe cukierki. I pójdę prosto do piekła. Ale to dopiero jutro.